Vyjšła ja serpam zubčatym srebra kałośsia kryšyć. Pachła dakučłiva miataj, ja ŭ žycie znajšła sparyšy. Śmiecham sypnułi siabroŭki: «Oj, ścieražysia hladzi!» Snop ja viazała, až zmoŭkłi, mocna ž viazała, naŭździŭ... Što ž, kab Vasil tut na połi znosiŭ za mnoju snapy, – ja nie ŭtułiła b nikołi vačej, nie bajałasia kpin. Hetak chacieŭ jon žanicca, tak supakojvaŭ mianie... Usio paniasła navalnica, ja ŭsio adstupiła vajnie. Źmioŭ, nalacieŭšy na viosku, chłopcaŭ viaskovych vichor, čyrvań pažaraŭ rasploskaŭ usiudy – ź ziamłi až da zor... Žudasna, doŭha dymiłi henymi dniami bary... Serca tryvohaju styła... Niachaj jano lepiej zharyć! Chaj spapialacca na popieł serca i ŭsio u žyćci! Jak pryčakać ciabie, sokał, synka jak tabie naradzić? Dzie uspaminy zakinuć? Jak tut prysypać piaskom nočy strumień ciomna-sini, suzori – łusku akuńkoŭ, rosnuju miakkaść prakosaŭ, zdušany šurhat halla, dziacielnik ssochły u kosach, raspaleny šept Vasila? Ech, Vasilok, moj chłapčyna, z kim ty načuješ i dzie? U pyle sypkim kalainaŭ, ŭ ćviłym bahavińni ŭ vadzie? Vypiŭ ty ŭžo ci nia vypiŭ čarku da dna? Nie śpiašy... Pachnuć dakučłiva łipy. Ja ŭ žycie znajšła sparyšy.
1941, Miensk.
|
|